poniedziałek, 8 listopada 2010

"Kto nie ryzykuje, szampana nie pije!"

Na tytuł notki natchnęły mnie właśnie te słowa, wypowiadziane przez przekomicznego chłopca z mojej klasy w równie przekomiczny sposób.

Ale tak biorąc je całkiem poważnie, to trafiają do mnie na płaszczyźnie tego, co robię w swoim życiu i ze swoim życiem. Moze nie tyle chodzi mi o ryzyko, ale o pracę, trud, wysiłek, które powinnam wkładać we wszystko, co robię, aby potem właśnie świętować sukces i szczęście ;)

Jak często zwyczajnie mi się nie chce (i tu zaczyna się dłuuuuugie wymienianie) wstać z łóżka,  uczyć się, sprzątać, ćwiczyć, rozmawiać i wiele, wiele innych?
Wszystko bym chciała mieć podane na tacy, zrobione już teraz zaraz, bez najmniejszego mojego wkładu własnego.

Szczególnie jakoś to odczuwam w kontekście tego dziwnego czegoś na M, co czeka mnie w maju. (Monika, jeśli musisz, pomiń ten akapit ;* ;d)
Wiem, że owa M sama się nie zda i mimo, że słyszę, że trzeba być idiotą, żeby np. oblać "tak łatwą" matematykę, to mam w sobie choć trochę mobilzacji. Aby usiąść przy biurku z arkuszem, podręcznikiem, zeszytem, czy vadecemecum maturzysty w ręku i wysilić trochę szare komórki. (o ile oczywiście prawdą nie jest, że to co mam pod czaszką to jedynie niteczka, na której trzymają się uszy...)
Pół roku. Tyle mam, aby to wszystko ogarnąć. Zapał, oby tylko nie słomiany, jest i działa na tyle, że np. naukę WOSu rozparcelowałam sobie na każdy miesiąc, to samo z czytaniem Konstytucji, czy powtarzaniem epok na polski.
Cholerka, jakoś to będzie. Z Duchem Św. na pewno damy radę ;)
Póki co  przy tej mozolnej nauce wspierają mnie ciepła herbata cynamonowa czy mandarynkowa, kolorowe, wesołe zakreślacze i słuchawki z dobrą muzyką. 

A ryzyko w stricte tego słowa znaczeniu, też chyba powinnam podjąć... Na zgoła innej płaszczyźnie, ale jednak.
Dobra, pewnie nikt nie uwierzył w ostatnie zdanie poprzedniego posta o tej niby zbieżności z faktami ;P
Ale dziś raczej nie będę się tu uzewnętrzniać. 
Mam tylko teraz w głowie te słowa "Kto nie ryzykuje, szampana nie pije!" ;)
Ryzyko, ryzykiem  - proszę Pana Boga jeszcze o troszeczkę rozsądku i szczęścia i może będę mogła świętować z tym szampanem xD

A ten tydzień ma tylko 3 dni - lubię to! ^^

sobota, 6 listopada 2010

Jednego serca.

Do tego, aby w końcu coś tu naskrobać natchnął mnie pewien utwór. Muzyczny i literacki zarazem.
http://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE
Pewnie znany, bo to klasyka. Ale dziś chyba odkryłam go na nowo. Całkiem inaczej.

'Jednego serca tak mało, tak mało...
Te słowa - początek - są zarazem proste, ale i paradoksalne.
Na pozór to jedno serce to w obliczu ogromu całej masy serc ludzkich na świecie tak niewiele.
A jednak.
...co by przy moim miłością zadrżało...
Serce może i by się znalazło niejedno, ale z zadrżeniem miłością może być już kłopot.
Tak często błądzimy pomiędzy tłumem ludzi, tłumem serc, a nie potrafimy się odnaleźć z tym jednym.
Mimo, że ono też szuka.
A gdy ta miłość już zadrży i w jednym i w drugim sercu, to też dopiero połowa drogi.
Tu polecam książkę "Tektonika uczuć" E. E. Schmitta - perełka i naprawdę otwiera oczy na wiele takich kwestii, jak uczucia, ich wzajemność, okazywanie, duma, wstyd, egoizm w miłości.
...i oczu twoje skąd bym patrzał śmiało 
widząc się świętym pomiędzy świętymi...
Hm, jakoś w tej piosence każde słowo, każdy wers z czymś mi się kojarzy.  Pierwszy z tego dwuwersu, zdecydowanie z filmem 'P.S. Kocham Cię', gdzie głowny bohater mówi do swojej ukochanej, żeby za każdym razem, gdy coś się nie układa, spojrzała na to wszystko jego oczami.
To piękne.
Widzieć świat, jak ktoś, kogo darzymy uczuciem. 
Śmiało patrzeć na to co wokół z perspektywy tej osoby.
Czasem to bardzo pomaga i jest łatwiej przetrwać zawirowania i burze w życiu.
A drugi o 'świętym pomiędzy świętymi' przywodzi mi na myśl kazanie z piątkowej Mszy dziecięcej. Gdy w kościele stanęła jak gdyby makieta z 'ciałami, strojami' świętych, zwizualizowanych jako aniołki z takimi otworami na głowę i dzieci mogły się przekonać, że i do niego, niej to pasuje. To było takie kochane, ale i prawdziwe. Nieważne jaką mamy twarz i tak nadajemy się na świętych.
...Jednego serca i rąk białych dwoje 
co by mi oczy zasłoniły moje...
W dalszej części tekstu wyjaśnia się, że chodzi o zasłonięcie oczu i utulenie do snu. Zaśnięcie w marzeniu, o kimś, kto w objęciach niesie nas do nieba... Bo anioły istnieją także na ziemi i ja akurat nie mam co do tego wątpliwości.
...jednego serca tak mało mi trzeba 
jednak widzę, że żądam za wiele....
Pointa całości zbyt wesoła nie jest. Ale za to realistyczna, a i owszem. Czasem okazuje się, że to jedno serce tylko dla drugiego serca to za wiele. To coś nieosiągalnego, poza naszą czasoprzestrzenią, właśnie tą na odległość ręki.
Czasem jednak, nie oznacza zawsze.
Ja tam glęboko wierzę, że serca, które sie błakają, gubią, szukają, blisko i daleko kiedyś się odnajdą i połączą.
Może jestem naiwna, ale między innymi to nadaje mojemu życiu sens.




To sobie palnęłam analizę wiersza, niczym na maturze ;P
W końcu rozszerzonam, więc poezję powinnam mieć na tapecie szczegółowej.
'Trochę', bardzo trochę chaotyczna ta analiza.
Ale właśnie taka odsercowa.

A! Wszelkie podobieństwo do sytuacji i osób realnych przypadkowe...





czwartek, 7 października 2010

'(...)Cause things are gonna change so fast...'

Nie lubię uczucia, gdy wydaje mi się, że czegoś mi brak w życiu.
To egoistyczne i bardzo krótkowzroczne.Gdy czubek własnego nosa zdaje się być właśnie pępkiem świata.

Ale takie uczucie czasem nadchodzi. Uczucie częściowej pustki, gdy wydaje mi się, że w układance mojego życia brakuje jednego tak ważnego puzzla, że reszta już tak bardzo mnie nie cieszy.

Na szczęście każdą pustkę potrafi wypełnić Pan Bóg. Swoją Obecnością, Miłością i cudowną świadomością, którą mi daje. Świadomością, że nie idę sama przez ten świat, choćby nie wiem co.
Żadne wichry, zawirowania, burze, czy pustynie, mgły nie są w stanie zatrzymać strumienia tej ogromnej Miłości Boga, która wciąż jest ze mną. Nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że nie ma nikogo.
On zawsze jest. I zawsze będzie.
Dobrej niedzieli! :-)

poniedziałek, 4 października 2010

'.. że to nic, że to tylko taki stan, że ja tak mam...'

Czasem mimo mnóstwa słońca wokół, wnętrze wypełniają ciemne chmury.

"Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty -
iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną -
kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom -
teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami -
dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno -
uśmiechnij sie nade mną."

za to radosne uściski dla panny Manaiki, w podziękowaniu za kochany licznik, gdyż widzimy się już za 108 dni z malutkim kawałkiem! :) ;*

niedziela, 3 października 2010

Discovering and smiling :)

Nie żyj na tej ziemi
jak ktoś obcy,
jak turysta na łonie natury.
Żyj na tym świecie
jak w domu Ojca: 
ufaj ziarnu, ziemi, morzu,
lecz przede wszystkim zaufaj człowiekowi. 
Kochaj chmury, maszyny, książki,
lecz przede wszystkim kochaj człowieka. 
Wczuj się w smutek usychającej gałązki,
gasnącej gwiazdy
i konającego zwierzęcia, 
lecz przede wszystkim
odczuj ból i smutek człowieka.
Raduj się dobrami za ziemi 
ciesz sie cieniem i światłem,
raduj się każdą porą roku,
lecz przede wszystkim 
raduj się tym, że jest człowiek!


/Nazin Hikmet/

tak ku pięknemu, słonecznemu, niedzielnemu, Bożemu dniu :)

sobota, 25 września 2010

'.. by zapomnieć i pamiętać.'

Od bardzo, bardzo długiego czasu uczę się akceptacji samej siebie. I nie ukrywam, że mam z tym duże problemy. Pewnie częściowo wynika to z mojego braku pewności siebie, a pewnie też trochę z perfekcjonizmu, jaki często chciałabym osiągnąć.

Nie wiem, czy nastąpił jakiś przełom. Ale ostatnio pewnego weekendowego już dnia, poczułam się hmmm.. troszkę pewna siebie. Poczułam się swobodnie, świadoma, że mam jakąś wartość. I nawet nie jakąś mega glęboką, bo ciężko to poczuć na imprezie, ale taką, jakiej najbardziej mi brakuje. Takiego poczucia, że jestem ładna, atrakcyjna, czy po prostu dobrze wyglądam czy tam tańczę. Moze to trochę płytkie, ale to naprawdę pomaga dziewczynom w samoakceptacji...

Więc chociaż jeden dzień, jeden wieczór, jedną noc było do przodu ;)
Juź w sumie moja niska samoocena wróciła do normy, ale jakos tamto zapamiętałam :)

Oprócz tego ostatnio za dużo myślę, analizuję, rozważam..
a może i stwarzam? coś, czego nie ma? koloryzuje i dopisuje sobie?
Ech, och, ach... chcę jakąś myślodsiewnię, czy jak to się tam nazywało :P Duuuuuuuużo bym tam przelała, bo glowa aż czasem boli.

A wrzesień kończy się maturalnym zawrotem głowy.
Nikomu nie polecam.


Oczarował mnie dziś ten wiersz:

Nie martw się że chociaż kochasz
nie piszą do ciebie
nie dzwonią
barometr opadł a nikt ci palta nie zapiął pod szyją
w szafie mól lub inaczej nieudany motyl
tutaj nawet na zawsze jest tylko stąd dotąd
serce które kocha
nie jest już niczyje
kobieta sama rzadko bywa sama

wiem - to banał
lecz w banale nie banał się kryje
mądra pszczoła powraca często z oślej łąki
nieraz mali poeci dobrej sprawie służą

Ks. Jan Twardowski - "Nie martw się"

:)


poniedziałek, 20 września 2010

Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec

Naturalnym jest, że popełniamy błędy. Po ludzku się gubimy, całkiem zwyczajnie obieramy nie ten kurs, co trzeba, niemal mechanicznie skręcamy w złą ścieżkę.

Ale wg mnie fenomenem, przynajmniej ja tego doświadczam w moim życiu, jest to, że na początku i końcu każdej drogi stoi Bóg. Nieważne, czy to ruchliwa wielopasmówka, czy wąska ścieżyna w lesie, czy idziemy w świetle, czy w totalnych ciemnościach, czy podążamy za tłumem, czy zbaczamy samotnie na jakieś rozstaje. On czeka na nas z otwartymi ramionami, nawet jeśli maxymalnie pobłądzimy i będzie nam się wydawało, że jesteśmy na całkowitej pustyni. I tam rodzi się życie, jeśli my damy się porwać Jego Miłości. Która kocha, leczy, uzdrawia, podnosi, umacnia i daje siłę do dalszej wędrówki, może już bardziej po Bożych ściezkach... Ale przecież za jakiś czas znów będzie tak samo! Znów Pan Bóg będzie mnie wyciągał za uszy, bo moja głupota okazała się większa niż rozum czy serce. 

I to jest dar. Konkretny dar dla każdego.
Miłość, która szuka, która wyciąga Dłoń, Miłość, która znajduje i wyciąga nawet z największych dołów. Miłość, która sprawia, jak w wierszu ks. Twardowskiego, że chcemy byc przezroczyści. Byle jacy, byle tylko Go nie zasłaniać, byleby Go było dobrze widać.

Dzięki tej Miłości otrzymałam, otrzymuję tak wiele. 
Oprócz tego, co zmienia się we mnie, moim sercu i życiu,  pojawia się też coś nowego, coś, co jest darem i wyzwaniem jednocześnie. Jednym z takim darów i wyzwań jest przyjaźń. Dla mnie ostatnio tak wyjątkowa, tak nowa.Rozmowa,  gdy po prostu musisz się z kimś podzielić tym, co w Tobie,i wtedy, gdy po prostu chcesz gadać i słuchać i smiać się, też.
Uścisk, gdy Ci smutno, gdy czujesz się taka malutka.
Dłoń, gdy sama sobie nie radzisz.
Obecność, gdy potrzebujesz, aby ktoś był.
Telepatia, gdy Twe myśli są trudne do wypowiedzenia.

Teraz już wiem, że Pan Bóg ma plan na wszystko. Na każdy aspekt mojego życia. Tylko czasem niepotrzebnie wyprzedzam jego zamysły, ale.. On i tak to wyprostuje :).
Bo to On. 
Najwierniejszy i najpewniejszy Przyjaciel, posyłający Swoje anioły, abym wiedziała, że ciągle jest przy mnie i dba o moje życie/


wtorek, 24 sierpnia 2010

'podróże z i pod prąd niekończące się nigdy..'

'Każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje.' - śpiewa jeden z polskich zespołów.

W sumie - racja- patrząc na dzisiejszy świat, coraz więcej w nim bezsensu, absurdu i właśnie paranoi.

Sztuką jest umieć przebić się przez to wszystko do radości, przyjaźni, dobroci, wzruszeń, uśmiechu.

To jest według mnie sztuka życia - odnajdywać sens pośród bezsensu.

Przekonałam się na własnej skórze, że nawet zanurzona po same uszy w bezsensie nie jestem tak do końca przegrana. Bo znajdą się ludzie, którzy będą chcieli mi pomóc, mnie wyciągnąć. Bo zawsze jest Jezus, który czuwa, który nie pozwala mi się tak całkowicie zatracać. 

Czasem, aby wyjść i beznadziei i paranoi, pośród której stawia nas świat, w którą pakujemy się sami, trzeba się odważyć. Trzeba zrobić krok. Duży i odważny.  

Gdy człowiek przesadnie troszczy się o sprawy ziemskie, boi się i obawia, zamyka trochę drogę Panu Bogu, który naprawdę wie, co robi.

Ale teraz tak mówi Pan, 
  Stworzyciel twój, Jakubie, 
  i Twórca twój, o Izraelu: 
  «Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, 
  wezwałem cię po imieniu; tyś moim! 
 Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą, 
  i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. 
  Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się, 
  i nie strawi cię płomień.

/Iz 43, 1-2/

wtorek, 15 czerwca 2010

' You raise me up... To more than I can be.'

Zawirowania i niespodziewane zwroty akcji są nieodłączną częścią życia.
Czasem nierozumiane, ale potrzebne.

Ta Niewidzialna Dłoń potrafi tak pokierować wszystkim, że jestem pewna jednego - nie ma pewniaków.
Chyba się powtórzę, ale znów bardzo silnie tego doświadczam:
Boża Miłość to jedyny constans w moim życiu.


Ciągle się czegoś uczę - delikatności, pokory, konieczności ugryzienia się w język.
Bycia.
Tak, aby ludziom było dobrze ze mną,
a mi z nimi.
To niesamowicie dobre uczucie, że jest Ktoś, kto mnie nieustannie wspiera,
komu powierzyłam się cała, wciąż się powierzam każdego dnia
i dlatego mogę i jestem w stanie zrobić więcej niż sobie wyobrażam,
być kimś większym, bo wiem, że
'Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia!'
:)



9 dni oficjalnej niepełnoletności. ;P
Ciąży trochę i męczy.
Ale duuuużo nadziei też jest :)

poniedziałek, 24 maja 2010

dyskretnej troski trzeba.

To takie kobiece, że chciałabym ciągle być blisko.
To takie kobiece, że każdy detal jest dla mnie tak ważny, drogocenny.
To takie kobiece, że jedno słowo, jeden gest potrafi mnie całą 'rozuśmiechać' w ciągu sekundy.
To takie kobiece, że za jedną osobę wymodlę wszystkich świętych, Matkę Boską z każdego zakątka świata, a Pan Bóg już chyba zapomina mojego imienia, gdyż częściej wymawiam inne.

To takie ludzkie, że.. chciałabym, aby tak było niezmiennie i nieustannie?
Bo kobieta, to jednak też człowiek, nie?
;P


Dziwna huśtawka odczuć, gdy jednego wieczoru jak głupia potrafię się uśmiechać nawet do banalnego wyświetlacza komórki, a następnego słodzę herbatę niemal dwa razy więcej, bo zwyczajnie mi cierpko.

Poezja happysad'owa niezawodnie przychodzi ze słowną odsieczą:
www.happysad.art.pl/lang.pl/no/utwor/60

piątek, 21 maja 2010

'Jesteśmy piękni, Twoim pięknem, Panie..'

W moim życiu zdarzają się od czasu do czasu takie błahostki, które mają na mnie o wiele większy i bardziej znaczący wpływ niż niejeden przełom, burza, wybuch i rewolucja.
Taki lekki powiew, w którym naprawdę przychodzi do mnie Pan. Przychodzi ze Swoją Miłością, Mądrością, ze Swoim łagodnym Spojrzeniem.
Wtedy nie potrzeba mi gromów z jasnego nieba, tylko chwili ciszy, chwili wsłuchania się w to, co jest we mnie. W to, co tak często jest tłumione przez codzienność, zagłuszane przez gwar dnia.

Taką niby błahostką, lekkim powiewem, a jednak czymś kluczowym, czymś, co stawia na rozstaju dróg i każe wyciągnąć refleksję z tego, co robię niemal mechanicznie każdego dnia był ostatnio pewien link. Przesłany przez pewną osobę, świadomie i z całą dozą radości.
Minuta czterdzieści cztery sekundy, które poruszyły we mnie coś, co ukryte jest bardzo głęboko.
Pozwolę się podzielić tym filmikiem, skoro i tak jest upowszechniony na Youtubie :P

www.youtube.com/watch?v=WmyUl5gVYd8&feature=related

Dla mnie kluczowa w momencie pierwszego słuchania była melodia.
Owszem, słyszałam ją już wcześniej i dlatego wywołała we mnie tyle wzruszenia. Otworzył się taki zakamarek w sercu, do którego wejście po prostu zagubiło się w szumie codzienności i ciągłego pędu.

Taniec. Tez kiedyś się go uczyłam, dlatego patrząc na te kroki, nagle przypomniałam sobie swoje odczucia w momencie, gdy trochę nieporadnie, trochę niepewnie, ale jednak bardzo delikatnie i uczuciowo poruszałam się w rytmie tej melodii.

Przez dłuższy czas osoby tańczące mają wyciągnięte przed siebie ręce.
Ręce, na których leży mały Jezus, którego chcemy ukołysać, utulić do snu.

Tak często moimi codziennymi działaniami, wyborami kieruje przekonanie i wręcz tendencja do heroizacji Jezusa jako mojego Zbawcy i Przyjaciela. Jest ona słuszna, bo kto jak kto, ale właśnie Jezus zasługuje na miano największego herosa i bohatera, o jakim słyszał świat, ale czasem urasta ona do pewności i wmawiania sobie: "Ty rób wszystko, jak leci, może nawet po łebkach, bo przecież Jezus jest z Tobą, On 'odwali' całą robotę - Jest Bogiem i może wszystko."

Fakt, werset Flp 4, 13 - "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia." jest mi ogromnym oparciem w trudnych chwilach, ale po posłuchaniu tej melodii, zobaczenia tego tańca, po ponad dwóch latach od momentu, gdy sama w nim uczestniczyłam,
uświadomiłam sobie, że zdarza mi się chyba trochę zagalopować.
Na ogół w ogóle nie widzę ludzkiej strony natury Jezusa, w ogóle nie myślę, o tym, że On, pomimo tego, że oddał Swoje życie za mnie na krzyżu, był także bezbronnym, malutkim dzieckiem.
I dziś także nim bywa, gdy nie może nic poradzić na zło wybierane przez ludzi, na zatwardziale serca i zamknięte oczy niektórych.

Dotarło do mnie bardzo dobitnie, że ja sama powinnam być spokojna, rozważna, delikatna i pokornego serca, aby utulić, uspokoić małe Dzieciątko Jezus, które nieraz gorzko płacze nad grzechami moimi i innych.
Chcę w każdej sytuacji zdawać sobie sprawę z tego, że moje serce, moje życie jest miejscem, przestrzenią, w której Jezus może chce się schronić, odpocząć, wyciszyć. Umieć opanować chaos uczuć, myśli, czynów, dać z siebie wszystko, co dać mogę z całym swoim sercem - tego pragnę dla Jezusa - człowieka, Jezusa - dzieciątka, które jest Bogiem, ale jednak potrzebuje mnie, mojej zgody, aprobaty na to, aby działać, na to, aby mieć, gdzie rozlewać Swoją łaskę.

poniedziałek, 10 maja 2010

bo wielkiś Ty.

'Ofiaruję Ci, moją noc i mój dzień
Moją pracę i mój sen,wszystko co drogie mi
Boże ofiaruję Ci, bo dla Ciebie ja żyję
Moim Królem jesteś Ty,to co mam wszystko ofiaruję Ci

Panie Jezu przyjm, moją słabość i łzy
i powroty do Twych drzwi
I te chwile gdy mi ,świat się zdaje tęczą lśnić
Bo Ty drogę rozjaśniasz moją,j jesteś światłem mym
Moje życie ja ofiaruję Ci

Panie Jezu weź, każdy wysiłek mój,każdą pracę i znój
każde dzieło mych rąk każdą myśl każdy krok
Pragnę sławić Twe imię po przez wszystkie moje dni
Moje życie ja ofiaruję Ci

Ofiaruję Ci, moją noc i mój dzień
Moją pracę i mój sen,wszystko co drogie mi
Boże ofiaruję Ci, bo dla Ciebie ja żyję,
Moim Królem jesteś Ty,to co mam wszystko ofiaruję Ci'


Pan Bóg zsyła na moją drogę prawdziwe anioły, abym wiedziała dokąd idę i po co.

'moze cos sie zmieni
22:36:43
ale podziwiam Cie
22:36:44
bo ja bym tak nie umiał
22:36:44
teraz dopiero zauwazylem
22:36:44
ze tak naprawde przez to wszystko co sie ostatnio stalo w Twoim zyciu
22:36:44
wszystko zaczelo sie zmieniac
22:36:44
robic jasne
22:36:50
i wreszcie masz jakis cel/szanse
22:36:54
na coś pieknego'
na przykład.


dziękuję, dobranoc.
Niech Jezus będzie uwielbiony w każdym sercu! :))




środa, 5 maja 2010

Syr 2,1

'Stworzony zostałeś, aby napełniać szczęściem swoich najbliższych, przyjaciół i znajomych. Oni potrzebują ciebie, twojej dobroci, twojego uśmiechu i serca. Jeżeli jesteś samolubem i myślisz tylko o sobie, wówczas jesteś właściwie zbędny, niepotrzebny, stajesz się ciężarem dla innych a może i dla siebie samego. Nieprawdopodobne jest, by egoista był człowiekiem szczęśliwym.

Bądź jak dziecko:
pełen prostoty i radości, bez zahamowań.

Nie bądź naczyniem,
z którego przelewają się problemy.

Ty także potrafisz przecież się śmiać.

Otwórz się jak kwiat w słońcu.
Spróbuj każdego dnia od nowa
polubić ludzi, którzy żyją wokół ciebie.
Spróbuj w ciszy uzdrawiać ludzkie rany.

Spróbuj pocieszyć tych,
którzy płaczą i są zrozpaczeni,
także i wtedy, gdy swój ból
ukrywają pod maską zadowolenia.
Użycz trochę miłości tym,
którzy za mało są kochani.

Pomyśl jakie to wspaniałe:
Szczęście drugiego człowieka

leży w twoich rękach!'


/Phil Bosmans, Rozważania różne/



dużo przemyśleń, dużo wydarzeń - mało weny, mało czasu.
maj i wiosna weszły w moje życie z ogromną mocą.
a Pan Bóg działa każdego dnia, w każdej godzinie.


:)





czwartek, 15 kwietnia 2010

waniliowe serce.

Zaskakujące są historie ludzkie.

Każda inna, jedyna i wyjątkowa, kreślona Niewidzialną Ręką, często niepojęta..


W obliczu ostatnich wydarzeń uczucia, jakie są we mnie to smutek, żal, ale najbardziej jednak szok, niezrozumienie, niemożność pojęcia tej tragedii. Nie tragedii prezydenta, czy innego polityka - tragedii zwykłego człowieka. Wiadomo, śmierć nie jest końcem, ale dla tych, którzy pozostali po tej stronie czymś bardzo dotkliwym, czymś, co wywiera piętno.

Zeszła sobota wzbudziła we mnie refleksję, że nie ma rzeczy pewnych. 




Dziś poznałam opowieść, którą na pewno zapamiętam, która w jakiś sposób mnie zaintrygowała, otworzyła we mnie coś nowego.

Ile osób, tyle niepowtarzalnych kart historii. Niezwykłym jest wręcz ich dotykanie, poznawanie 'z pierwszej ręki', od ich uczestników, nie z podręcznikowego drukowanego maczku.


Ostatnio mój czas tak niemożliwie pędzi do przodu, że naprawdę ciężko mi chwilę się zatrzymać, wejść głębiej, spojrzeć inaczej. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe, że dni przeżywane 'po łepkach', przebieganie wręcz kolejnych tygodni się skończy. W końcu wiosna (gdyby tylko nie była taka ciemna i deszczowa... ) warta jest głębokiego oddechu i zachwytu.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

wiosennie, "nadziejnie". ;)

Nieparzyści

Dopiero w niebie

wszystko będzie normalnie.

Tutaj jest inaczej

nie wszystko jest możliwe.

Na razie jako kandydaci na anioły

aspiranci, praktykanci, pretendenci

czy jak tam jeszcze

po prostu łamagi

mamy - każdy - po jednym skrzydle.


Chyba rozumiesz czego potrzeba,

żeby żyć w uniesieniu

i kiedyś pofrunąć dokładnie tam.


Nieparzyści, musimy trzymać się za ręce.

Objęci, przytuleni, złączeni

nigd nie możemy się rozstać.


/Krystyna Gucewicz/


+ Hey, w bardzo dużych dawkach. Szczególnie "Boję się o nas" i "Kto tam? Kto jest w środku?" Idealnie trafia. Idealnie określa uczucia. Nosowska dobra na wszystko. ;)

Na wiosnę zawsze miesza nam się w głowach, prawda?

A wiosna w sercu to bardzo fajny stan. Bardzo uśmiechnięty i pełen nadziei.

Bywało u mnie tak, że kwiecień był piękny, wzniosły i w ogóle, a maj przynosił rozczarowanie i łzy.

Ale przecież tak bywa...

Teraz proszę Boga, aby zrobił z tym, co jest w moim sercu to, co chce, bo ufam i wiem, że On pragnie mojego dobra i dobra innych ludzi ze mną.

On wie najlepiej i tego się trzymajmy.

"Poddaj się woli Boga, a Jego decyzje przekroczą Twoje marzenia!" :)

przesłane przez Ew, bardzo, bardzo teraz potrzebne :))


oprócz tego 2 Tm 2,3, wspaniałe przyjaciółki, dużo śmiechu w parkuuu, dobre słowa i... faceci są dziwni. ;P


piątek, 2 kwietnia 2010

Dlaczego właśnie On?

Dziś podczas modlitwy powszechnej na liturgii Wielkiego Piątku naszło mnie pytanie, które umieściłam w tytule posta.

Dlaczego właśnie w Jezusa wierzę, dlaczego wierzę, że to właśnie On jest moim Panem i Zbawicielem, dlaczego wierzę, że tak bardzo właśnie mnie ukochał, że oddał za mnie życie na krzyżu?

Odpowiedź przyszła do mnie dwojako.

Po pierwsze - bo takie jest moje życie. Od najmłodzych lat jestem wychowywana w tej, a nie innej wierze, z takimi, a nie innymi zasadami. To też rodzice zaszczepili we mnie ducha chrześcijaństwa, ducha miłości, które teraz dzięki Oazie, dzięki ludziom, którym poznaję, miejscom, w których bywam stawiam jednocześnie jako fundament i sam szczyt mojego życia.

Lecz druga, prawdziwa strona medalu jest taka - 'Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał — aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.'

Tak mówi Sam Jezus. I taka jest prawda.

Kocham Jezusa, bo Go poznaję, bo z Nim przebywam.

Ale choćbym sto razy wybrała Go, spośród wszystkiego, co jest na świecie, a nie otrzymałabym bezinteresownie Jego przyjaźni - nie byłabym tym, kim jestem dzisiaj.

To On zniżył się do mnie, do otchłani mojego grzechu, do brudu mojej złości, do głębokości mojego egoizmu, aby mnie bezgranicznie ukochać.

I dlatego muszę iść i owoc przynosić.

Jednak pociechą w tej drodze jest modlitwa.

Modlitwa prośby i modlitwa miłości.

Proszę Boga o to, abym umiała kochać.

Nawet jeśli nie jestem kochana przez ludzi.

Jego Miłość to jedyny constans w moim życiu.

'Uwierz miłości, która szuka dziś Ciebie, tęskni i szlocha...'

Spójrz na krzyż

Spójrz na Krzyż, a zobaczysz głowę
Jezusa pochyloną, aby cię pocałować,
Jego ramiona rozwarte, aby cię objąć,
Jego serce otwarte, by cię przyjąć,
by zamkąć cię w swojej miłości.

Skoro wiemy, że Krzyż jest znakiem
największej miłości Chrystusa do ciebie
i do mnie, przyjmijmy Jego Krzyż we
wszystkim, co zechce nam dać i oddajmy
Mu z radością wszystko, co zechce zabrać.

Jeśli będziemy tak postępować,
świat pozna, że jesteśmy Jego uczniami,
że należymy do Jezusa, że czyny,
które wykonujemy, ty i ja, nie są
niczym innym, jak naszą miłością
wcieloną w życie

/Matka Teresa/


Najpiękniejsza, 

największa,

ale najtrudniejsza Miłość  - 

oddać całe swoje życie,

za kogoś, kogo się kocha.

Tak po prostu.


A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: Wykonało się! I skłoniwszy głowę oddał ducha.

J 19, 29

środa, 31 marca 2010

'liche drewno ratuje moje życie.'

Ludzie są wielcy, wspaniali.

Emocje są wielkie, wspaniałe.

Ale największy i najwspanialszy jest Bóg, który stawia na mojej drodze tych, a nie innych ludzi, obdarza mnie takimi, a nie innymi emocjami.

Ale nie tylko o emocje chodzi.

Chodzi, przede wszystkim, o doświadczenie Boga Żywego, o doświadczenie Jego Miłości, Jego dłoni, trzymającej moją, Jego ramienia wokół mnie, Jego Ducha w moim sercu i umyśle.

Dziękuję! :)


'Błogosławcie Pana wszystkie Jego dzieła,
Które by nie kwitły, gdyby nie cierpienie,
Błogosławcie Pana.

Błogosławcie Pana wszystkie łzy i żale,
Każda moja słabość i upokorzenie,
Błogosławcie Pana.

Błogosławcie Pana wszystkie moje rany,
Na które Duch Święty staje się balsamem,
Błogosławcie Pana.

Niech Cię błogosławią wszystkie me niemoce,
Ból skrzętnie skrywany po bezsennej nocy,
Niech Cię błogosławią.

Błogosławcie Pana, że Mu ufam jeszcze,
Że mnie wciąż uzdrawia łaski swojej deszczem,
Błogosławcie Pana.'


tyle w temacie.


ogromne dzięki  i pozdrosy dla Pana Boga za wszystko, Jezusa zaDucha Świętego i w ogóle. ;)

dla każdego człowieka, z jakim dane mi było pracować nad "DROGĄ ŚMIERCI NA JAWIE, historią pewnego skazańca...", a szczególnie dla o. Rafała Szymkowiaka OFMCap i br. Marka CSsR za scenariusz  i ideę ;)

nie umiem dziękować słowami za wszelkie dobro, jakie mnie ostatnio spotkało.

dziękuję za to całym sercem.



EDIT: blogspot. com trochę mnie przerósł, dlatego notka środowa publikuje się dopiero dziś... 

;P

poniedziałek, 29 marca 2010

przeżyć, zrozumieć, pokochać.

Nie chcę być monotematyczna, ale jakoś w tym czasie wyjątkowo silnie i często przez moje życie przebijają się na pierwszy plan śmierć i miłość.

Czasem idąc ze sobą w parze, a czasem wręcz odwrotnie.

Będzie trochę prywaty, ale myślę, że jest okej. Rok temu zmarła bliska osoba z mojej rodziny. Na rocznicę jej śmierci przygotowano prezentację multimedialną, złożoną ze zdjęć i jej ulubionych piosenek. Każdy z rodziny, dla którego była w jakiś sposób wyjątkowo ważna dostał płytkę, którą przygotowali jej córka z chłopakiem.

Gdy oglądałam to dziś z mamą (już drugi raz, tym razem na spokojnie, nie 'na świeżo', pozornie już bez wielkich emocji, a jednak...), to wiedząc, że  ona  za mną siedzi i płacze, choć obiecywała, że już nie, że już za dużo tych łez, mi samej podświadomie łzy popłynęły po policzkach.

Często płacze. Rzadko ze smutku, rozpaczy, ostatnio częsciej ze wzruszenia, radości. Ale zawsze czuję pewne ukłucie w sercu, jakiś dreszcz, jakieś emocje, których konsekwencją jest płacz.

Dziś było inaczej. Miałam mokre oczy, ot tak po prostu. Bez dreszczy, bez ukłucia w sercu, prawie bez emocji. 

Myślę, że łza potoczyła mi się po twarzy dlatego, bo choć wierzę w to, że moja ciocia żyje już w Niebie, to jednak wiem, że jej już nie ma, tu, z nami.

Taki zwykły ludzki odruch. Ludzki, ale piękny.

Ktoś kiedyś powiedział, że lepiej i więcej widzą oczy, które wylały łzy. Podpisuję się pod tym obiema rękami, bo tak jest w moim życiu.

Może to głupie, ale czasem są sprawy, które po prostu "przepłaczę" i jest lepiej. Patrzę na to, co we mnie i wokół mnie całkiem inaczej. 

Łzy oczyszczają nasze oczy i pozwalają nam zobaczyć świat i siebie samych jako stworzenia Boga, zamierzone i świadome. Nie przypadki, nie pomyłki, ale dary.


A miłość?

Jej uczę się na nowo każdego dnia.

Miłości do Boga,  do drugiego człowieka, do siebie samej. 

To piękne i ciężkie zarazem. Słodki krzyż miłości, który codziennie biorę na siebie. I upadam, wątpie, błądzę. 

Ale w Jezusie powstaję, wierzę na nowo, odnajduję sens i dobrą drogę.

A miłość to właśnie najlepsza droga, aby móc przeżyć życie, będąc szczęśliwym i uszczęśliwiając.

Chciałoby się napisać 'Amen' :P Ale napiszę dzisiejszy cytat Ojca rekolekcjonisty:

"Jesteś, bo Bóg sobie Ciebie zamarzył!"

sobota, 27 marca 2010

'...make your heart sing out.'

Po dziwnym, acz dobrym piątku, dla odmiany, dziwna, acz dobra sobota.

Oprócz 'dialogo-monologów' na gadu, które uświadomiły mi, że czasem w życiu jest zupełnie na odwrót niż nam się wydaje, oprócz jednej rozmowy przez telefon,  która pokazała mi, że są ludzie, którzy o mnie pamiętają, nawet po długim czasie milczenia, oprócz wspaniałego poczucia, że mam przyjaciół, którzy doceniają to, że jestem,

najbardziej utkwiły mi głęboko w głowie i sercu wydarzenia z próby zespołu, a raczej ich moja interpretacja. 

(Ewcia, wiem, że pewnie to przeczytasz, więc czuj się propagandowo wspomniana xDD)

Gdy każdy z nas miał śpiewać osobno nowonauczoną piosenkę, obleciał mnie strach. Z ręką na sercu. I to nie dlatego, że zafałszuję, że się pomylę, że pójdzie mi nie tak. 

To był strach przed indywidualnością, przed skupieniem uwagi wszystkich, którzy tam byli na sobie. Zawsze łatwiej jest śpiewać, gdy śpiewają ze mną inne osoby, nie czuję,  że wszystko zależy od mnie, nie ma takiej presji, bo zlewam się z pewną grupą w konkretną całość. I choć jestem jej integralną częścią, to nie czuję się zbyt ważna. Ot, jeden głos, wśród innych, i to jeszcze niespecjalny.

I co zrobiłam? Wyszłam z koleżanką, żeby poćwiczyć piosenkę tylko we dwie.  I sam fakt, że strasznie się przejęłam tym, że nie wyszło nam śpiewanie solo przed całym zespołem, i to, że chyba z 5 razy śpiewałam jeden wers, żeby w końcu było 'idealnie', skłoniły mnie do pewnej refleksji.

Ile razy w moim życiu jest tak, że boję się podjąć samodzielnego działania, boję się wypłynąć na głębię, żeby przypadkiem nie wyjść przed szereg ludzi, z którymi żyję na codzień?

Ile razy rezygnuje z uczynienia konkretnego dobra z powodu zwyczajnego strachu przed byciem za bardzo zauważoną, zapamiętaną?

Ile razy po prostu odchodzę w cień, mieszam się z szarym tłumem i identyfikuje się z nim, nawet jeśli myślę/ czuję inaczej?


Niezbyt dobry ze mnie matematyk, ale jestem w stanie powiedzieć: wiele.

Złym jest też popaść w drugą skrajność. Szukać poklasku za wszelką cenę, po trupach dążyć do bycia w centrum uwagi.

Dlatego modlę się o siły do umiejętności znalezienia złotego środka i życia nim.

Dawać,
pożyczać,
odprowadzać,
spotykać,
odwiedzać,
pomagać,
opiekować się,
służyć,
poświęcać swoje pieniądze, swój czas, siebie samego,

nie dlatego, że ci oddadzą,
zwrócą,
odwiedzą,
spotkają,
pomogą,
zaopiekują się,
usłużą,
podziękują,
wynagrodzą,
przydadzą się,
poświęcą tobie swoje pieniądze, swój czas, siebie samych,

nie dlatego, że tak trzeba, powinno się, że nie wolno inaczej,
ale dla samej powinności, uczciwości, sprawiedliwości,
prawdy, piękna, dobra.
To jest prawdziwa miłość.

/ks. Mieczysław Maliński/


piątek, 26 marca 2010

first.

Z racji tego, że  czuję się czasem ograniczana przez photoblogowy limit i przez konieczność dodawania zdjęć, których nie mam zbyt, gdyż iż ponieważ nie mam sprzętu, postanowiłam wylewać tu swoje pseudofilozoficzne rozmyślania nad żywotem, sensem i nie tylko xD


Dzisiejszy dzień w szkole upłynął pod znakiem absurdu.

Z jednej strony prawdziwa ludzka tragedia, śmierć bliskiej osoby. Nikt nie potrafi zrozumieć, każdy myśli, dlaczego właśnie ta osoba musi tak cierpieć, a co ja bym zrobił/zrobiła, gdyby to spotkało mnie i wiele innych.

A z drugiej egoizm, egocentryzm i ciężko mi to mówić, ale pustactwo. Przekonanie, że jest się pępkiem świata, że można realizować każdy swój kaprys, nie zważając na uczucia innych.

Jest jeszcze trzecia strona irracjonalności dziś. Ludzie, którzy są wspaniali,  wrażliwi - naprawdę jedyni tacy przyjaciele, jakich mam, dostają od życia niezłego kopa. A ich 'słabość' polega na tym, że nie są z kamienia, że mają serce, które wiele czuje, które nie umie zignorować zła.

Wiem, że nie jestem odkrywcza, ale ten świat nie jest sprawiedliwy. I najlepsze jest to, że sami sobie gotujemy nawzajem taki los, a Pan Bóg patrzy na to wszystko i wzdycha, po raz setny pukając do serca i myśląc 'Cholerka, znów zostałem perfidnie olany...'.

Bo nasze życie jest tylko w naszych rękach, ale istnieje Ktoś, kto delikatnie i cicho podchodzi na palcach, kładzie dłoń na ramieniu i mówi 'Jeśli chcesz, możesz za Mną pójść...'


piątkowo- sobotnie pozdrotysiąc.

;)