poniedziałek, 29 marca 2010

przeżyć, zrozumieć, pokochać.

Nie chcę być monotematyczna, ale jakoś w tym czasie wyjątkowo silnie i często przez moje życie przebijają się na pierwszy plan śmierć i miłość.

Czasem idąc ze sobą w parze, a czasem wręcz odwrotnie.

Będzie trochę prywaty, ale myślę, że jest okej. Rok temu zmarła bliska osoba z mojej rodziny. Na rocznicę jej śmierci przygotowano prezentację multimedialną, złożoną ze zdjęć i jej ulubionych piosenek. Każdy z rodziny, dla którego była w jakiś sposób wyjątkowo ważna dostał płytkę, którą przygotowali jej córka z chłopakiem.

Gdy oglądałam to dziś z mamą (już drugi raz, tym razem na spokojnie, nie 'na świeżo', pozornie już bez wielkich emocji, a jednak...), to wiedząc, że  ona  za mną siedzi i płacze, choć obiecywała, że już nie, że już za dużo tych łez, mi samej podświadomie łzy popłynęły po policzkach.

Często płacze. Rzadko ze smutku, rozpaczy, ostatnio częsciej ze wzruszenia, radości. Ale zawsze czuję pewne ukłucie w sercu, jakiś dreszcz, jakieś emocje, których konsekwencją jest płacz.

Dziś było inaczej. Miałam mokre oczy, ot tak po prostu. Bez dreszczy, bez ukłucia w sercu, prawie bez emocji. 

Myślę, że łza potoczyła mi się po twarzy dlatego, bo choć wierzę w to, że moja ciocia żyje już w Niebie, to jednak wiem, że jej już nie ma, tu, z nami.

Taki zwykły ludzki odruch. Ludzki, ale piękny.

Ktoś kiedyś powiedział, że lepiej i więcej widzą oczy, które wylały łzy. Podpisuję się pod tym obiema rękami, bo tak jest w moim życiu.

Może to głupie, ale czasem są sprawy, które po prostu "przepłaczę" i jest lepiej. Patrzę na to, co we mnie i wokół mnie całkiem inaczej. 

Łzy oczyszczają nasze oczy i pozwalają nam zobaczyć świat i siebie samych jako stworzenia Boga, zamierzone i świadome. Nie przypadki, nie pomyłki, ale dary.


A miłość?

Jej uczę się na nowo każdego dnia.

Miłości do Boga,  do drugiego człowieka, do siebie samej. 

To piękne i ciężkie zarazem. Słodki krzyż miłości, który codziennie biorę na siebie. I upadam, wątpie, błądzę. 

Ale w Jezusie powstaję, wierzę na nowo, odnajduję sens i dobrą drogę.

A miłość to właśnie najlepsza droga, aby móc przeżyć życie, będąc szczęśliwym i uszczęśliwiając.

Chciałoby się napisać 'Amen' :P Ale napiszę dzisiejszy cytat Ojca rekolekcjonisty:

"Jesteś, bo Bóg sobie Ciebie zamarzył!"

2 komentarze:

  1. jesteś-bo Bóg sobie Ciebie wymarzył!
    i za to Jemu chwała...
    mam być szczery- czytanie tej notki stało się jednym z radośniejszych chwil tego dnia-Wielkiego Czwartku
    jednego z najszczerszych dni w ciągu roku ... a to wszystko w kontekście ostatnich dni, wczorajszej drogi śmierci na jawie itd.
    gratuluje tego bloga i sposobu dzielenia się tym czym żyjesz.....

    Marek

    OdpowiedzUsuń
  2. Łzy są jak deszcz. Często muszą przyjść, by nastało słońce - spokój Ducha i radość. Zobacz, Jezus spotkał płaczące niewiasty, które radowały się trzy dni potem. Nigdy chyba nie ma płaczu nieustannego bez nadchodzącej nadziei. I ja często płaczę. Nawet nie wiesz, jak często i dlaczego... Ale to dla mnie czasem widzę, że jest takie oczyszczenie, wyrzucenie negatywnych emocji, smutku... Lubię Cię czytać, wiedziałam, że ten blog to wspaniały pomysł ;) Pozdrawiam porannie wielkopiątkowo.

    OdpowiedzUsuń

hm?