poniedziałek, 8 listopada 2010

"Kto nie ryzykuje, szampana nie pije!"

Na tytuł notki natchnęły mnie właśnie te słowa, wypowiadziane przez przekomicznego chłopca z mojej klasy w równie przekomiczny sposób.

Ale tak biorąc je całkiem poważnie, to trafiają do mnie na płaszczyźnie tego, co robię w swoim życiu i ze swoim życiem. Moze nie tyle chodzi mi o ryzyko, ale o pracę, trud, wysiłek, które powinnam wkładać we wszystko, co robię, aby potem właśnie świętować sukces i szczęście ;)

Jak często zwyczajnie mi się nie chce (i tu zaczyna się dłuuuuugie wymienianie) wstać z łóżka,  uczyć się, sprzątać, ćwiczyć, rozmawiać i wiele, wiele innych?
Wszystko bym chciała mieć podane na tacy, zrobione już teraz zaraz, bez najmniejszego mojego wkładu własnego.

Szczególnie jakoś to odczuwam w kontekście tego dziwnego czegoś na M, co czeka mnie w maju. (Monika, jeśli musisz, pomiń ten akapit ;* ;d)
Wiem, że owa M sama się nie zda i mimo, że słyszę, że trzeba być idiotą, żeby np. oblać "tak łatwą" matematykę, to mam w sobie choć trochę mobilzacji. Aby usiąść przy biurku z arkuszem, podręcznikiem, zeszytem, czy vadecemecum maturzysty w ręku i wysilić trochę szare komórki. (o ile oczywiście prawdą nie jest, że to co mam pod czaszką to jedynie niteczka, na której trzymają się uszy...)
Pół roku. Tyle mam, aby to wszystko ogarnąć. Zapał, oby tylko nie słomiany, jest i działa na tyle, że np. naukę WOSu rozparcelowałam sobie na każdy miesiąc, to samo z czytaniem Konstytucji, czy powtarzaniem epok na polski.
Cholerka, jakoś to będzie. Z Duchem Św. na pewno damy radę ;)
Póki co  przy tej mozolnej nauce wspierają mnie ciepła herbata cynamonowa czy mandarynkowa, kolorowe, wesołe zakreślacze i słuchawki z dobrą muzyką. 

A ryzyko w stricte tego słowa znaczeniu, też chyba powinnam podjąć... Na zgoła innej płaszczyźnie, ale jednak.
Dobra, pewnie nikt nie uwierzył w ostatnie zdanie poprzedniego posta o tej niby zbieżności z faktami ;P
Ale dziś raczej nie będę się tu uzewnętrzniać. 
Mam tylko teraz w głowie te słowa "Kto nie ryzykuje, szampana nie pije!" ;)
Ryzyko, ryzykiem  - proszę Pana Boga jeszcze o troszeczkę rozsądku i szczęścia i może będę mogła świętować z tym szampanem xD

A ten tydzień ma tylko 3 dni - lubię to! ^^

sobota, 6 listopada 2010

Jednego serca.

Do tego, aby w końcu coś tu naskrobać natchnął mnie pewien utwór. Muzyczny i literacki zarazem.
http://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE
Pewnie znany, bo to klasyka. Ale dziś chyba odkryłam go na nowo. Całkiem inaczej.

'Jednego serca tak mało, tak mało...
Te słowa - początek - są zarazem proste, ale i paradoksalne.
Na pozór to jedno serce to w obliczu ogromu całej masy serc ludzkich na świecie tak niewiele.
A jednak.
...co by przy moim miłością zadrżało...
Serce może i by się znalazło niejedno, ale z zadrżeniem miłością może być już kłopot.
Tak często błądzimy pomiędzy tłumem ludzi, tłumem serc, a nie potrafimy się odnaleźć z tym jednym.
Mimo, że ono też szuka.
A gdy ta miłość już zadrży i w jednym i w drugim sercu, to też dopiero połowa drogi.
Tu polecam książkę "Tektonika uczuć" E. E. Schmitta - perełka i naprawdę otwiera oczy na wiele takich kwestii, jak uczucia, ich wzajemność, okazywanie, duma, wstyd, egoizm w miłości.
...i oczu twoje skąd bym patrzał śmiało 
widząc się świętym pomiędzy świętymi...
Hm, jakoś w tej piosence każde słowo, każdy wers z czymś mi się kojarzy.  Pierwszy z tego dwuwersu, zdecydowanie z filmem 'P.S. Kocham Cię', gdzie głowny bohater mówi do swojej ukochanej, żeby za każdym razem, gdy coś się nie układa, spojrzała na to wszystko jego oczami.
To piękne.
Widzieć świat, jak ktoś, kogo darzymy uczuciem. 
Śmiało patrzeć na to co wokół z perspektywy tej osoby.
Czasem to bardzo pomaga i jest łatwiej przetrwać zawirowania i burze w życiu.
A drugi o 'świętym pomiędzy świętymi' przywodzi mi na myśl kazanie z piątkowej Mszy dziecięcej. Gdy w kościele stanęła jak gdyby makieta z 'ciałami, strojami' świętych, zwizualizowanych jako aniołki z takimi otworami na głowę i dzieci mogły się przekonać, że i do niego, niej to pasuje. To było takie kochane, ale i prawdziwe. Nieważne jaką mamy twarz i tak nadajemy się na świętych.
...Jednego serca i rąk białych dwoje 
co by mi oczy zasłoniły moje...
W dalszej części tekstu wyjaśnia się, że chodzi o zasłonięcie oczu i utulenie do snu. Zaśnięcie w marzeniu, o kimś, kto w objęciach niesie nas do nieba... Bo anioły istnieją także na ziemi i ja akurat nie mam co do tego wątpliwości.
...jednego serca tak mało mi trzeba 
jednak widzę, że żądam za wiele....
Pointa całości zbyt wesoła nie jest. Ale za to realistyczna, a i owszem. Czasem okazuje się, że to jedno serce tylko dla drugiego serca to za wiele. To coś nieosiągalnego, poza naszą czasoprzestrzenią, właśnie tą na odległość ręki.
Czasem jednak, nie oznacza zawsze.
Ja tam glęboko wierzę, że serca, które sie błakają, gubią, szukają, blisko i daleko kiedyś się odnajdą i połączą.
Może jestem naiwna, ale między innymi to nadaje mojemu życiu sens.




To sobie palnęłam analizę wiersza, niczym na maturze ;P
W końcu rozszerzonam, więc poezję powinnam mieć na tapecie szczegółowej.
'Trochę', bardzo trochę chaotyczna ta analiza.
Ale właśnie taka odsercowa.

A! Wszelkie podobieństwo do sytuacji i osób realnych przypadkowe...





czwartek, 7 października 2010

'(...)Cause things are gonna change so fast...'

Nie lubię uczucia, gdy wydaje mi się, że czegoś mi brak w życiu.
To egoistyczne i bardzo krótkowzroczne.Gdy czubek własnego nosa zdaje się być właśnie pępkiem świata.

Ale takie uczucie czasem nadchodzi. Uczucie częściowej pustki, gdy wydaje mi się, że w układance mojego życia brakuje jednego tak ważnego puzzla, że reszta już tak bardzo mnie nie cieszy.

Na szczęście każdą pustkę potrafi wypełnić Pan Bóg. Swoją Obecnością, Miłością i cudowną świadomością, którą mi daje. Świadomością, że nie idę sama przez ten świat, choćby nie wiem co.
Żadne wichry, zawirowania, burze, czy pustynie, mgły nie są w stanie zatrzymać strumienia tej ogromnej Miłości Boga, która wciąż jest ze mną. Nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że nie ma nikogo.
On zawsze jest. I zawsze będzie.
Dobrej niedzieli! :-)

poniedziałek, 4 października 2010

'.. że to nic, że to tylko taki stan, że ja tak mam...'

Czasem mimo mnóstwa słońca wokół, wnętrze wypełniają ciemne chmury.

"Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty -
iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną -
kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom -
teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami -
dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno -
uśmiechnij sie nade mną."

za to radosne uściski dla panny Manaiki, w podziękowaniu za kochany licznik, gdyż widzimy się już za 108 dni z malutkim kawałkiem! :) ;*

niedziela, 3 października 2010

Discovering and smiling :)

Nie żyj na tej ziemi
jak ktoś obcy,
jak turysta na łonie natury.
Żyj na tym świecie
jak w domu Ojca: 
ufaj ziarnu, ziemi, morzu,
lecz przede wszystkim zaufaj człowiekowi. 
Kochaj chmury, maszyny, książki,
lecz przede wszystkim kochaj człowieka. 
Wczuj się w smutek usychającej gałązki,
gasnącej gwiazdy
i konającego zwierzęcia, 
lecz przede wszystkim
odczuj ból i smutek człowieka.
Raduj się dobrami za ziemi 
ciesz sie cieniem i światłem,
raduj się każdą porą roku,
lecz przede wszystkim 
raduj się tym, że jest człowiek!


/Nazin Hikmet/

tak ku pięknemu, słonecznemu, niedzielnemu, Bożemu dniu :)

sobota, 25 września 2010

'.. by zapomnieć i pamiętać.'

Od bardzo, bardzo długiego czasu uczę się akceptacji samej siebie. I nie ukrywam, że mam z tym duże problemy. Pewnie częściowo wynika to z mojego braku pewności siebie, a pewnie też trochę z perfekcjonizmu, jaki często chciałabym osiągnąć.

Nie wiem, czy nastąpił jakiś przełom. Ale ostatnio pewnego weekendowego już dnia, poczułam się hmmm.. troszkę pewna siebie. Poczułam się swobodnie, świadoma, że mam jakąś wartość. I nawet nie jakąś mega glęboką, bo ciężko to poczuć na imprezie, ale taką, jakiej najbardziej mi brakuje. Takiego poczucia, że jestem ładna, atrakcyjna, czy po prostu dobrze wyglądam czy tam tańczę. Moze to trochę płytkie, ale to naprawdę pomaga dziewczynom w samoakceptacji...

Więc chociaż jeden dzień, jeden wieczór, jedną noc było do przodu ;)
Juź w sumie moja niska samoocena wróciła do normy, ale jakos tamto zapamiętałam :)

Oprócz tego ostatnio za dużo myślę, analizuję, rozważam..
a może i stwarzam? coś, czego nie ma? koloryzuje i dopisuje sobie?
Ech, och, ach... chcę jakąś myślodsiewnię, czy jak to się tam nazywało :P Duuuuuuuużo bym tam przelała, bo glowa aż czasem boli.

A wrzesień kończy się maturalnym zawrotem głowy.
Nikomu nie polecam.


Oczarował mnie dziś ten wiersz:

Nie martw się że chociaż kochasz
nie piszą do ciebie
nie dzwonią
barometr opadł a nikt ci palta nie zapiął pod szyją
w szafie mól lub inaczej nieudany motyl
tutaj nawet na zawsze jest tylko stąd dotąd
serce które kocha
nie jest już niczyje
kobieta sama rzadko bywa sama

wiem - to banał
lecz w banale nie banał się kryje
mądra pszczoła powraca często z oślej łąki
nieraz mali poeci dobrej sprawie służą

Ks. Jan Twardowski - "Nie martw się"

:)


poniedziałek, 20 września 2010

Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec

Naturalnym jest, że popełniamy błędy. Po ludzku się gubimy, całkiem zwyczajnie obieramy nie ten kurs, co trzeba, niemal mechanicznie skręcamy w złą ścieżkę.

Ale wg mnie fenomenem, przynajmniej ja tego doświadczam w moim życiu, jest to, że na początku i końcu każdej drogi stoi Bóg. Nieważne, czy to ruchliwa wielopasmówka, czy wąska ścieżyna w lesie, czy idziemy w świetle, czy w totalnych ciemnościach, czy podążamy za tłumem, czy zbaczamy samotnie na jakieś rozstaje. On czeka na nas z otwartymi ramionami, nawet jeśli maxymalnie pobłądzimy i będzie nam się wydawało, że jesteśmy na całkowitej pustyni. I tam rodzi się życie, jeśli my damy się porwać Jego Miłości. Która kocha, leczy, uzdrawia, podnosi, umacnia i daje siłę do dalszej wędrówki, może już bardziej po Bożych ściezkach... Ale przecież za jakiś czas znów będzie tak samo! Znów Pan Bóg będzie mnie wyciągał za uszy, bo moja głupota okazała się większa niż rozum czy serce. 

I to jest dar. Konkretny dar dla każdego.
Miłość, która szuka, która wyciąga Dłoń, Miłość, która znajduje i wyciąga nawet z największych dołów. Miłość, która sprawia, jak w wierszu ks. Twardowskiego, że chcemy byc przezroczyści. Byle jacy, byle tylko Go nie zasłaniać, byleby Go było dobrze widać.

Dzięki tej Miłości otrzymałam, otrzymuję tak wiele. 
Oprócz tego, co zmienia się we mnie, moim sercu i życiu,  pojawia się też coś nowego, coś, co jest darem i wyzwaniem jednocześnie. Jednym z takim darów i wyzwań jest przyjaźń. Dla mnie ostatnio tak wyjątkowa, tak nowa.Rozmowa,  gdy po prostu musisz się z kimś podzielić tym, co w Tobie,i wtedy, gdy po prostu chcesz gadać i słuchać i smiać się, też.
Uścisk, gdy Ci smutno, gdy czujesz się taka malutka.
Dłoń, gdy sama sobie nie radzisz.
Obecność, gdy potrzebujesz, aby ktoś był.
Telepatia, gdy Twe myśli są trudne do wypowiedzenia.

Teraz już wiem, że Pan Bóg ma plan na wszystko. Na każdy aspekt mojego życia. Tylko czasem niepotrzebnie wyprzedzam jego zamysły, ale.. On i tak to wyprostuje :).
Bo to On. 
Najwierniejszy i najpewniejszy Przyjaciel, posyłający Swoje anioły, abym wiedziała, że ciągle jest przy mnie i dba o moje życie/